Wprowadzenie
Przyjacielu,
po coś przyszedł?...
Przyjacielu,
po coś przyszedł?...
Przyjacielu,
po coś przyszedł?...
To
Chrystusowe pytanie skierowane do Judasza było ostatnimi słowami
Zbawiciela, jakie wypowiedział przed swoim pojmaniem i uwięzieniem.
Zanim rozpocznie się Droga Krzyżowa ulicami warszawskiej Starówki,
stańmy wobec tych słów: Przyjacielu, po coś
przyszedł? Czy dlatego, że należy do
dobrego tonu wziąć udział w tym nabożeństwie? Czy dlatego, że
spotykają się tu tak zwani porządni ludzie? A może urzeka cię
nastrój tego wieczoru? Po
coś przyszedł? Krzyż jest zgorszeniem,
głupstwem, porażką. Na pewno chcesz iść za zgorszeniem,
głupstwem i porażką? Nosimy krzyżyki na łańcuszkach, wieszamy
je w domach, szkołach, szpitalach i nierzadko potem pod tymi
krzyżami przeklinamy, że coś się nam nie powiodło, że nie
poszło po naszej myśli, że ktoś nas odrzucił. Mówimy o krzyżu,
śpiewamy o krzyżu, a kiedy przychodzi, często jesteśmy zaskoczeni
i oburzeni.
Przyjacielu, po coś przyszedł?
Kto z nas jest godny stanąć przy krzyżu...?
Kto z nas jest godny stanąć przy krzyżu....?
Czy mamy wrócić do domu?
Jezus zapytał kiedyś swoich uczniów: Czy
możecie pić kielich, który ja mam pić? I
sam odpowiedział: Kielich mój pić
będziecie. Tak powiedział swoim uczniom.
Uczniowie dostąpią uczestnictwa w tajemnicy krzyża. Tylko
uczniowie. Idźmy więc za krzyżem. Pokorni, uważni, skupieni.
Idźmy na kolejną lekcję miłości.
Stacja
I
Pan
Jezus na śmierć skazany
Przekonywano
kiedyś, że wśród nas najwięcej lekarzy, bo każdy zna się po
swojemu na chorobach i ich leczeniu. Ale to błąd. Stokroć więcej
wśród nas sędziów. Ktoś zajechał samochodem drogę – to
prymityw. Ktoś źle załatwił sprawę – jest beznadziejny. Ktoś
ma inne poglądy – jest całkiem bezsensowny. To już nie sądy
dwudziestoczterogodzinne. To sądy
dwudziestoczterosekundowe.
Spojrzenie. Odruch. Wyrok. A Chrystus tak mocno podkreślał: Nie
sądźcie! Bo tylko Bóg przenika i zna
człowieka. Każde sądzenie brata jest pychą. A pycha ludzka jest
tak wielka, że człowiek porwał się, by sądzić Boga. Ślepy
Piłat osądzał Syna Bożego. Ten człowieczek chciał sądzić
światłość ze światłości. Ziarno piasku z dna morze chciało
ogarnąć ocean.
Piłat może i starał się uwolnić Jezusa, ale ten
tłum tak bardzo domagał się wyroku. Może ktoś mówić: w
zasadzie to staram się być chrześcijaninem, ale ten tłum wokół
mnie tak głośno krzyczy, o antykoncepcji, o eutanazji, o aborcji, o
in vitro. Oni tak głośno krzyczą u mnie w biurze, na uczelni, w
firmie, że ja milczę i dyskretnie umywam ręce.
Nie umyli rąk warszawscy powstańcy, siostry
sakramentki poległe na Nowym Mieście, ks. Popiełuszko. Uczniowie
Jezusa. Od wieków poznaje się ich po czystych dłoniach. Oni, tak
jak Chrystusa nie wydali wyroku. Oni go przyjęli.
Stacja
II
Pan
Jezus bierze krzyż na swoje ramiona
Jezus w swoim nauczaniu wyjaśniał ludziom wiele
kwestii, ale nie udzielił odpowiedzi na najbardziej nurtujące
człowieka pytanie: dlaczego krzyż, dlaczego cierpienie?
Ks. Jan Twardowski napisał kiedyś taki krótki wiersz:
Dlaczego krzyż?
Uśmiech.
Rana głęboka
Widzisz,
to takie proste
kiedy się kocha.
Nie zrozumie krzyża egoista, człowiek szukający tylko
swoich spraw. Będzie krzyż przeklinał i odrzucał. Zamknięte
pozostaną dla niego słowa Zbawiciela mówiące o słodkim jarzmie i
lekkim brzemieniu. Nazwie je nielogicznymi.
Dawno temu naukowcy zauważyli, jak małe ptaszki
wyruszając w drogę przez morze chwytają w dziób niewielkie
gałązki. Dlaczego to czynią? – zastanawiano się. Przecież to
utrudnia im lot. Przecież to dla nich poważne obciążenie. Zagadka
się rozwiązała, kiedy spostrzeżono, iż te Boże stworzenia,
znużone wielogodzinnym podróżą rzucają gałązkę na
powierzchnię morza, siadają na niej, odpoczywają a potem
kontynuują swoją wędrówkę.
A może nam w życiu bywa tak ciężko, ponieważ
nieustannie zabiegamy, by było nam lekko?
Ks. Jan Twadrowski napisał jeszcze kiedyś, że krzyż
to takie szczęście, że wszystko inaczej...
Stacja
III
Pan
Jezus po raz pierwszy upada
Są trzy takie stacje na drodze krzyżowej, które
nazywają się upadek Jezusa.
Ale one powinny się nazywać powstanie
Jezusa. Bo to, że upadał, to tylko
wyczerpanie, zmęczenie mięśni, utrata równowagi. To, że powstał,
to czysta miłość. Dziś świat fascynuje się upadkami człowieka.
Ludzie chcą podejrzeć grzech, pokazać grzech. Z detalami, z
różnych ujęć. A wszystko w imię przekonania: taka jest prawda,
tacy jesteśmy. Księga Apokalipsy mówi, że imię szatana to
oskarżyciel, bo on dzień i noc oskarża braci naszych. To on tak
mocno koncentruje uwagę ludzi na grzechach i ukazuje je jako mur nie
do pokonania. A wszystkie upadki świata, grzech Ewy, Adama, Kaina,
wszystkie zdrady, zabójstwa, bluźnierstwa, zbrodnie wszystkich
totalitaryzmów, cała obrzydliwość ludzkiej grzeszności jest
obmyta jedną kroplą krwi Chrystusa.
To dlatego, że Chrystus wtedy powstał i dźwignął
krzyż, dźwignął nasze grzechy, dziś każdy z nas może usłyszeć
te najpiękniejsze na świecie słowa: i ja odpuszczam tobie grzechy.
Stacja
IV
Pan
Jezus spotyka Matkę swoją
Do Maryi zapewne docierały słowa, które dla każdej
matki są najboleśniejsze: twój Syn odszedł od zmysłów. Szatan
chciał przeniknąć jej duszę mieczem bolesnego oszczerstwa, że
jej Syn oszalał. Ale Ona mocno rozpamiętywała słowa Elżbiety
napełnionej Duchem Świętym wypowiedziane przed laty: błogosławiony
jest owoc twojego łona. BŁOGOSŁAWIONY. Dobry, prawy, pełen
światła. Ona wierzyła Bogu, nawet wtedy, kiedy jej Syn był
miażdżony cierpieniem na Drodze Krzyżowej. Nie ratowała Go, nie
chciała wyrwać Go z rąk oprawców, ale dała Mu coś więcej:
zrozumienie i zaufanie. Ona jedna, tam, w tym tłumie wierzyła, że
ta męka wpisana jest w ogrom planów Bożych.
To takie ważne widzieć swego bliźniego w perspektywie
zamysłów Stwórcy. Jest tak wtedy, gdy matka zostawia dorosłe
dziecko, by mogło spełnić Boże powołanie. Gdy małżonkowie
nawet w kryzysie miłości modlą się za siebie. Tak naprawdę syna,
córkę, męża, narzeczoną można kochać tylko na Drodze Krzyżowej
oddając ukochanego człowieka Bogu.
Abrahamie z góry Moria, Matko siedmiu synów z księgi
Machabejskiej, Maryjo z Golgoty uczcie nas czym różni się miłość
od uzależnienia.
Stacja
V
Szymon
z Cyreny pomaga dźwigać krzyż Jezusowi
W ścisłym sensie Szymon Cyrenejczyk nie niósł
krzyża. Niósł tylko ciężki kawał drewna. Bo żeby nieść
krzyż, trzeba tego gorąco pragnąć, trzeba tego chcieć. Jezus
zawsze mówił: Jeśli kto chce pójść za
Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż.
A jarzmo Jezusa nie był jarzmem Szymona. To nie była jego sprawa.
Żołnierze zmusili go, by je dźwigał. Fundamentem niesienia
Chrystusowego krzyża jest nasza zgoda, nasze „tak”. Dlatego
każda droga krzyżowa rozpoczyna się od pytania: czy
chcesz?
Kiedyś bardzo ciężko chory chłopiec zapytał swoją
mamę: Mamusiu, dlaczego mnie tak boli? Kobieta odpowiedziała
pytaniem: a gdyby Pan Jezus poprosił cię, byś cierpiał dla Niego,
czy zgodziłbyś się? Tak – odpowiedział chłopczyk. No to Cię
poprosił.
Bracie i siostro, a gdyby ciebie Chrystus poprosił?
Stacja
VI
Weronika
ociera twarz Panu Jezusowi
Wielu użalało się nad Chrystusem, ale tylko Weronika
podeszła, by obetrzeć Mu twarz. Może to ją wspomniał po latach
św. Jan, kiedy pisał w swoim liście, byśmy nie miłowali słowem
i językiem, ale czynem i prawdą. Jak łatwo można zagubić
chrześcijaństwo we wzniosłej teorii i pięknych sformułowaniach.
I to chyba grozi szczególnie ludziom mocno związanym z religią.
Charles Peguy napisał kiedyś: Są tacy,
którzy ponieważ nie należą do człowieka myślą, że należą do
Boga. Sądzą, że kochają Boga ponieważ niczego nie kochają.
Ewangelia domaga się konkretu. Bo można kochać świat, ludzkość,
Kościół i nie kochać nikogo. A gdyby tak usiąść i napisać
imiona i nazwiska tych, których kochamy. A potem skreślić matkę,
ojca, brata, dziecko, przyjaciela, bo przecież poganie też kochają
najbliższych. Ile osób by na tej kartce pozostało? A byłoby tam
imię skazańca z Golgoty?
Przed laty w jednej z gazet ukazało się niecodzienne
ogłoszenie. Pewien żołnierz, trzymający wartę przy Grobie
Nieznanego Żołnierza dziękował w nim nieznanej kobiecie, która w
upalny, letni dzień otarła mu pot z twarzy. Wtedy, stojąc na
baczność, nie mógł powiedzieć ani słowa. Teraz chciał okazać
jej wdzięczność. Ile miłości jest w geście otarcia twarzy
bezradnemu człowiekowi. Jezus odnajdzie wszystkich, którzy
kiedykolwiek Mu to uczynili.
Stacja
VII
Drugi
upadek Pana Jezusa
Nie lubimy, gdy ktoś upada. Wtedy zakłóca ruch,
opóźnia innych, trzeba się zatrzymać i go podnosić. Przez
takiego kogoś są tylko opóźnienia i brak porządku. Najczęściej
przewracają się dzieci, starzy i chorzy. I świat znalazł na nich
sposób: aborcję i eutanazję. Świat nie ma czasu dla upadających,
guzdrzących się, marudzących. Świat się spieszy. Ma napięty
harmonogram. Pędzi do nowego modelu telewizora, nowej komórki, do
olimpiady i nowej promocji. Świat kocha postęp i chce, by Kościół
też był postępowy i nadążał za szaloną gonitwą. Chce, by
Kościół pobłogosławił wszystkie pragnienia i uczynki ludzi, bo
skoro czegoś mocno pragną, to na pewno jest to dobre. Niech
Kościół, nie utrudnia ludziom, nie komplikuje, niech się nie
czepia.
Ks. Janusz Pasierb napisał kiedyś: Każde
chrześcijaństwo, zgodne z rozumem, zgodne z naturą, bezbłędne
pod względem taktycznym, nie wymagające zbyt wiele, będzie musiało
się potykać o zesztywniałe zwłoki Skazańca z Golgoty po
wszystkie czasy.
Stacja
VIII
Pan
Jezus pociesza płaczące niewiasty
Niektórzy płaczą, gdy ich drużyna przegra mecz. Inni
płaczą, gdy nie zdadzą jakiegoś egzaminu. Dla kogoś dramatem
jest przybrać na wadze, dla innego zarysowany lakier na samochodzie.
Wiele mamy problemów i ciągle przybywają nowe. Często nie
pamiętamy tego, co opłakiwaliśmy przed rokiem. Jezus przypomina
nam rzecz oczywistą, ale jakże często zapomnianą: tak naprawdę
mamy tylko jeden poważny problem: śmierć i wybór wiecznego
potępienia lub szczęśliwości. Tu gdzie teraz jesteśmy, na tej
ulicy sto lat temu, dwieście, trzysta chodziło mnóstwo ludzi.
Gdzie oni teraz są? Gdzie ich problemy? Martwili się zgubionymi
pieniędzmi, rozbitą szybą, kłótnią z sąsiadem. Gdzie są teraz
te zmartwienia? Nie pamiętamy często nawet imion naszych
pradziadków. Czym oni żyli? Co było ich radościami i smutkami? To
samo kiedyś stanie się z nami. Tylko ktoś wyjątkowy pozostawi po
sobie znaczącą pamiątkę. Po większości z nas, po latach, nie
zostanie nic. I tylko jedno będzie ważne: czy liczyłeś się z
Bogiem? Czy kochałeś Go? Czy żyłeś Nim na co dzień?
Czy zadajemy sobie pytania o wieczność kolegi z pracy,
koleżanki ze studiów? O swoją wieczność? Ilu z nas potrafi
rozpłakać się na tym jedynym ważnym problemem? Cyprian Kamil
Norwid napisał:
Gorejąc nie wiesz czy stawasz się wolny
Czy to co Twoje będzie zatracone
Czy popiół tylko zostanie i zamęt
Co idzie w przepaść z burzą. Czy
zostanie
Na dnie popiołu gwieździsty diament
Wiekuistego zwycięstwa zaranie?
Stacja
IX
Trzeci
upadek Jezusa
Trzeci upadek. To mogła być wielka pokusa, by się
poddać, by już nie wstawać. Mogła pojawić się myśl: Niech
tu już Mnie zabiją, niech się dzieje, co chce. Nie dam już rady.
Do tej stacji dochodzi wielu ludzi. Kiedy upadają po raz setny,
tysięczny w alkohol, w pornografię, zazdrość. Wtedy pojawia się
myśl: już nie dam rady. Już nie powstanę. Po co się z tego
spowiadać, skoro grzech i tak powróci. A przecież się starałem.
Odprawiałem rekolekcje i pielgrzymki. Cisną się wtedy na usta
słowa rozgoryczonego Piotra: Mistrzu, całą
noc łowiliśmy i niceśmy nie ułowili.
Pismo święte mówi: serce
ludzkie podobne jest do przepaści. A w tych
przepastnych przestrzeniach ludzkiego wnętrza ukryte bywa sprytnie
to, co dla człowieka najniebezpieczniejsze – pycha. Ks. Aleksander
Fedorowicz powiedział kiedyś: Lepiej jest
człowiekowi popaść w grzechy ciężkie niż w stan
wszechogarniającej pychy. Dlatego niekiedy
na naszej Drodze Krzyżowej przychodzi upadek, z którego już sami
nie potrafimy się podnieść. Nasi bliscy już towidzą, znajomi są
kurtuazyjnie zaskoczeni, a my stoimy jak nędzarz przed dwoma
drogami: pychą i pokorą. Drogami Piotra i Judasza. Błogosławieni,
którzy wbrew ludzkiej nadziei – spes contra
spem –
zdołają wtedy zakrzyknąć: Lecz na Twoje
słowo zarzucę sieć. Jeszcze raz.
Kto wytrwa do końca ten będzie zbawiony. Do
końca.
stacja X
Pan
Jezus z szat obnażony
Oglądali Go, podglądali, podsłuchiwali, wystawiali na
próbę. W końcu zdarli z Niego szatę. I nie znaleźli tego, czego
szukali. Znaleźli tylko czystą miłość. Tylko prawdę i dobroć.
Czystość serca daje odwagę i wolność. Błogosławieni,
szczęśliwi są ci, którzy nie lękają się prawdy do dna, do
końca. Możecie czytać ich korespondencję, słuchać osobistych
zwierzeń, zaglądać w sekretne notatki. Znajdziecie w tym wszystkim
tylko życie Bożego dziecka.
Tak wielu ludzi się boi, że się wyda, że się coś
okaże, że ktoś wyciągnie na dzienne światło. Co z tym zrobić?
Trzeba to ukrzyżować. Utopić w wodzie chrztu. Oczyścić krwią
Zbawiciela. Ta droga jest bardzo konkretna: spowiedź, pokuta,
wolność. Kto naprawdę umarł z Jezusem, ten nie ma czego się bać.
Temu nie są potrzebne szaty tytułów, osiągnięć, nieustannych
sukcesów w rywalizacji. On wie, że jego skarbem jest biały kamyk,
na którym wypisane jest jego nowe imię. Imię czystego człowieka,
Stacja
XI
Pan
Jezus do krzyża przybity
Bóg przybity do krzyża. To szokujący, ale i wspaniały
znak Jego miłości do nas. Bóg dał się przybić do naszego życia.
Tak, żeby nie dało się Go oderwać. Sam mówił: Ja
jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata.
Kiedy tylko budzi się dzień we wszystkich kościołach warszawskiej
Starówki kapłani wznoszą nad głowami wiernych Biały Chleb i
przypominają, że to jest Ciało za nas wydane. Każdego dnia
Chrystus, czeka, by rozgrzeszać swoje poranione dzieci w kościołach
Jezuitów, Kapucynów, Paulinów, Dominikanów, Franciszkanów,
Bonifratrów, Redemtorystów, św. Anny i św. Marcina. Cały dzień
jest wyniesiony w monstrancji w Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej.
Od setek lat przypomina o swojej miłości w znaku krzyża w
katedralnej kaplicy Baryczków.
Od wieków Bóg, jakby przybity do tego miasta dzieli
losy z mieszkańcami Warszawy. Bóg przybity do Polski, do całego
świata. Wbity jak hak w tatrzańskiej skale, ratujący tych, którzy
odpadają od życia i lecą w przepaść.
Niekiedy ktoś może prosić: Jezu, przytul mnie,
obejmij mnie. Ale to dla Niego zbyt mało. On się miłością
przybija do naszego życia. Na dobre i na złe. Na nasze zbawienie
wieczne
Stacja
XII
Pan
Jezus umiera na krzyżu
Gdy Jezus umierał na krzyżu, być może ktoś
pomyślał, że szkoda Jego życia. Tak wiele pożytecznych rzeczy
czynił, a teraz wszystko skończone. Tyle osób mógł jeszcze
uzdrowić, nakarmić, wskrzesić, a jednak został powstrzymany przez
intrygę złych ludzi. Wszyscy pamiętali, że kiedy wędrował z
uczniami po drogach Palestyny, zawsze ich wyprzedzał, zawsze się
śpieszył. A teraz bez tchnienia, bez życia, bez ruchu wisi na
krzyżu. A to jednak nie była prawda. On nie dał się zatrzymać.
Przekroczył próg śmierci i dalej poniósł swoją Ewangelię
nadziei. Kiedy ludzie patrzyli na zmarłego Jezusa, na Jego martwe
ciało, On był już w otchłaniach, zwiastując zmarłym wyzwolenie.
Musimy pamiętać, że i my najwięcej czynimy, gdy
nasze ciała obumierają w postawie modlitwy, gdy splatamy nasze
dłonie w geście błagania. Ludzie będą mówili, że to marnowanie
życia. Tak. My musimy zmarnować życie ciągle obumierając dla
świata, przekraczając go w wierze, nadziei i miłości.
Stacja
XIII
Pan
Jezus zdjęty z krzyża i złożony na ramiona Matki
Można być przy Jezusie, bo potrzebuje się zdrowia i
szczęścia. Można być przy Nim, by inni to wiedzieli i podziwali.
Można szukać u Niego sensu dla swego życia lub duchowego ładu i
harmonii. Jak bogaty młodzieniec z Ewangelii można prosić Go o
receptę na życie wieczne. Ale w tych wszystkich wypadkach jest się
raczej z sobą samym niż z Chrystusem. Być przy Jezusie to przede
wszystkim być przy Nim tak, jak Maryja na trzynastej stacji Drogi
Krzyżowej. Ona tuli ciało swego Syna, choć On już nie naucza, nie
karmi, nie uzdrawia. Został już tylko ból i słowa:
koniec, beznadziejność, śmierć. Tu nie
pocieszą żadne wspomnienia, nie pomogą żadne marzenia. Co robić?
Jezus na tę stację pozostawił nam słowa: Nie
bój się. Wierz tylko. Kto
wytrwa do końca ten będzie zbawiony.
Stacja
XIV
Pan
Jezus do grobu złożony
Aby wejść do świata pełni zbawienia trzeba tu, na
ziemi zostawić wszystko. Dlatego całe życie tracimy: beztroskie
dzieciństwo, kolorową młodość, dzieci, które opuszczają dom
rodzinny, w końcu musimy zostawić pracę, stracić zdrowie,
pożegnać nad grobem przyjaciół. Anna Kamieńska napisała: Dzieje
człowieka to kolejne wygnania z wielu rajów, to kolejne zamykanie
się za nami bram, bezpowrotnie na zawsze. Nie ma powrotów. Nigdy.
Ktoś powie: to przerażające. Wszystko zostaje nam
zabrane. Czy zabrane? Każdy człowiek ma przed sobą dwie drogi:
żebraka i siewcy. Ten pierwszy gromadzi w swoich żebraczych torbach
swój nędzny majątek. Torby są wielkie, ciążą mu bardzo, a on
nie rozstaje się z nimi nawet na chwilę, choć tak naprawdę to
tylko same śmiecie. Ale człowiek może być, jak siewca, który
idzie przez życie i hojnie rzuca na pole Królestwa Bożego ziarna
swoich talentów, pracy i miłości. Pod koniec życia torba jest
pusta. Ale pole zostało obficie zasiane.
Grób Chrystusa to pierwsze ziarno nowego ogrodu życia,
a wszystkie cmentarze świata to zasiane pola Nowej Ziemi. Grób
Chrystusa jest pierwszym przy którym słowo koniec
ustępuje miejsca słowu początek.
Przy nim dziś kończymy drogę krzyżową, ale pojutrze, o poranku,
znowu spotkamy się przy tym samym grobie. Ale będzie to już
zupełnie inne miejsce.
Zakończenie
Stacja piętnasta – powrót do domu, spotkanie z
najbliższymi, wieczorna modlitwa.
Stacja szesnasta – trudna rozmowa w rodzinie.
Stacja siedemnasta – wizyta u lekarza.
Stacja czterdziesta – śmierć kogoś bliskiego
Stacja setna.
stacja tysięczna...
Kto nie zna drogi do morza, niech podąża za rzeką.
Niech podąża za krzyżem ten, kto szuka drogi do Boga,
do zmartwychwstania, do życia.
(Rozważanie napisane przez księdza Piotra Pawlukiewicza
na Centralną Drogę Krzyżową w Warszawie. Wielki Piątek 2008r.)
(Rozważanie napisane przez księdza Piotra Pawlukiewicza
na Centralną Drogę Krzyżową w Warszawie. Wielki Piątek 2008r.)